poniedziałek, 10 września 2012

NASTĘPNY ROZDZIAŁ WSTAWIĘ JEŚLI BĘDZIE MINIMUM CHOCIAŻ 6 KOMENTARZY.

Pozdrrawiam :)

7 rozdział ,, Drzewo Katherine "


...Florenc wiedział już jaki ma plany, wiedział też jakie plany ma Jenny, ale nie wiedzieli jednego oboje?!, tego co będzie i co się wydaży!!!, wydaży na ich oczach w ich umysłach a przedewszystkim w sercach. 
                                                                       
                                                                          * * *

Jenny za pytała Elfa o drogę, ale ten odwróciwszy się do niej mający szare oczy wypełnine filetową żrenicą oka spojżał na nia i odpowiedział.
...gdzie podążasz czarnowłosa itoto ludzkich zaświatów??, kim jesteś co robisz i dla czego pytasz o drogę??
Jenny odpowiedziała; mam cel, mam obrany cel!!
Florenc; coż jest to ten twój cel?!
Jenny; Miłość!, Uczucie, Obietnica...
Florenc; Coż takiego nie powiesz???, młoda i najwna głupiutka dziewczynko!!!
Jenny; pochamuj się!
Florenc; Chodź zaprowadze cię tam dokąd masz dojść i odejdź w mym zapomnieniu.
Jenny; uruchamiają sie me myśli w łeb mu dać czy jeszcze ze 3 min się powstrzymać, no co za ochydny elf który myśli że jest władcą i panem całego ,,Wzgórza 6 Tęsknot", więc prowadź!.
Jenny miała ze sobą 2 torby, jedna to sakiewka z książkom, prowiantem, scyzorykiem Kewara oraz lusterko, pomatkę i 2 gumki do włosów, a 2 dość większ torba to torba w której w czasie podróży nie była sama, towarzyszyła jej Emma, mała pocieszna i piękno niebiesko oka Emma, Jenny zaczeła akceptować myśl otym aby wychować małą Księżniczkę która jest jej siostą o czym nawet jej się nie śniło i nie zamażyła nawet w swych snach...
Florenc do prowadził ją do swej wioski w której odbywała się min ,,Geneda" święto Trzech Elfów świętych ,,Wzgórza 6 Tęsknot", w tym samym czasie zaginiony i poszukiwany Kewar podążał przez już nie znany mu las..., wiedział że niebezpieczeństo jakie go na potkało i napotka może mieć swoje konsekwencje!, lecz wiedział jedno i jednego się trzymał!!!
 ,, Wbrew wszystkiemu i pod prąd będę szedł za dnia i nocy"
Kewar postanowił odpocząć był wygłodniały jak na wampira oraz cały przemoczony i jego kondycja fizyczna I psychiczna opadała z sił coraz to mocniej i mocniej!.
Usiadł koło drzewa na którym widaniała duża tablica z pozłacanymi na pisami ,, Wdzięczny i oddany swej Katherine za wszystkie trudy przeżywane oraz za miłość"  Twój eM Michael.
Te słowa to drzewo jego obecne myśli nagła burza mózgu! i usiadł pod drzewem czuł spokój, ukojenie wiedząc i przeczuwając że znajduje się na terenie wilkołaków!, dla niego to większe niebezpieczeństo niż kiedykolwiek mógł by sobie wyobrażać, lecz jego myśli widziały tylko jedno ,,Drzewo Katherine ", miejsce niezwyłe pole, pola! pełne róż czerwonych, białch, zielonych, niebieskich i czarnych były ich tysiące a na przeciw nich ścieżka wąziutka i po drógiej stronie całe mnóstwo stokrotek, frezji i słoneczników!!!, te pola były zbyt magiczne co okazło się prawdą...
Kewar wiedział że już musi ponownie wyruszać w drogę gdyż nie wiedział ile jeszcze drogi przed nim, ale wiedział i wie czego chce więc udał się między urokliwymi polami po ścieżce gdy nagle usłyszał...??!
...dokąd kawalerze tak pędzisz?, za pytała czerwona róża.
Kewar rozglądał się do okoła siebie spoglądał w niebo i nic!?, hallo jest tu ktoś??
nagle czerwona róża odparła - Tak od tysięcy i setek lat!.
Nagle kewar spojżał i zobaczył urokliwe oczy czerownej róży i za niemówił był tak pod eksytowany że jego oczy z szarości zrobiły się czyste jak błękit na niebie, jak morze letnimi pornkami.
Czerowna róża ponownie za pytała - do kąd tak podąsza mój kawalerze?!, widze że jesteś tym dla którego czerwień to bogactwo w postaci krwi?!, chyba się nie mylę?
Kewar odparł - skod wiesz już omnie tak wiele?
Czerwona róża- sam to mówisz!.
Kewar - Jak!, jak to jest możliwe skoro nawt jednego zdania nie wypowiedziałem!.
Czerwona róża- wypowiedziałeś je swymi oczyma!, a ja mam tę zdolność że wśród istot wamirycznych czytam z oczów oraz z dotyku dłoni gdy tylko mnie do siebie weźmie i obejmie.
Kewar- słyszałem o was różach ale myślałem że to tylko mity, opowieści z palca wyssane!.
Czerwona Róża- sam już widzisz i dostrzegasz to że nie, więc Kewarze skąd i do kąd, jaki masz cel po za tym że kochasz i chcesz być kochanym, że urosło w tobie coś czego nigdy nie miałeś i oczym nigdy w stanie nie był byś pomyśleć....
Kewar- Tak wracam do domu tzn tam gdzie znajduje się Jenny - Czarnoksiężniczka Trzech Księżycy i Miasta Savori.
Ja tylko wyszedłem i poszedłem aby przynieść jej coś do jedzenia, wszedłem wczesnym rankiem do lasu obok skał ,,Księżnika Tobiasza", wiem do lasu mi nie znanego i lasu obcego!.
Ale zobaczyłem starą szopę pomyślałem że ktoś tam mieszka!, myliłem się gdy wszedłem do domu oczywiście zastałem trochę jedzenia które wziołem wraz z sztućcami lecz gdy usłyszałem nagle poszum silnego wiatru drzwi trzasneły posunołem lewą nogę do tyłu i wpadłem do nie wiem jak to nazwac ale dziury?!, to był tunel jak zjeźdżalnia dla dzieci lecz lądowanie było straszne!, spadałem nie przytomny jak z nieba i obudziłem się koło lisiej nory, gdzie zostałem opatrzony przez zwierzchnika lisiej rodziny nakarmiony i udałem się dalej podążać aby móc wrócić jak najszybciej lecz na swej drodze napotkałem grupę Elfów lecz w kieszeni miałe za pisane słowa Arottosa króla gwiazdy Nuferell, tego który wybrał mnie i Jenny abyśmy zostali i myli rodzicami i opiekunami małej Emmy.

A słowa cytuje         ,, Jeśli jest coś co sprawia w tobie strach, bądź inteligętny 
                                 Jeśli czujesz ból nie idź za nim! 
                                 Jeśli przemówiła miłośc nią tylko żyj i podążaj 
                              Chcieć się ra­zem zes­tarzeć jest je­dynym do­wodem wiel­kiej miłości". " 

Wiedziałem już co mam robić lecz nie myślałem że grupa elfów która pracowała  dla króla Srogona, tego pieprzonego i wstrętnego wszechwłade i morderce!.
Omijając te elfy niestety wpadłem w ich pułapkę, odrazu całe zbiegowisko w około mnie było, zawiązali oczy i zamkneli w ciasnej drewnianej klatce, kilka godzin później kiedy ich w około mnie nie było postanowiłem zrobić wszystko aby z marynarki wyciągnąć zapalniczkę, łatwo nie był pieprzone 2h ale udało się!, czy efekt, a gdzieżby tam! prawie godzine ją odpalałem ze związanymi dłoniami i zasłoniętymi oczymia czarną chustą, gdzie podpalając grube sznury jeszcze sie po pażyłem zwłaszcza dłonie!, byłe całe popażone!, dobrze że klatką do której mnie władowąły elfy była ciasna i drewniana ponieważ użyłem siły i tak uciekłem im... lecz usłyszały mą ucieczkę zerwałem lance wskoczyłem na szareo-białego konia rasy Holsztyńskiej które wywodzą się od ras używanych w okresie średniowiecza podczas wypraw wojennych. Często myli się je z rasą hanowerską, która jest jednak od nich znacznie cięższa w budowie. Duże zasługi dla rozwoju rasy miał Książę Holsztynu i duńscy monarchowie, którzy nie szczędzili pieniędzy na hodowlę holsztynów.
Posiadali królewskie konie, konie które maja cała potęgę i wiedze w sobie o Trzech Księżycach i mieście Savori.
Skradłem jednego i w galopie uciekłem w głąb lasu aby im uciec lecz wysłali za mną czarne kruki króla Srogona które szukają mnie do teraz (...).
Czerwona róża - a co z Holsztyńskim koniem, uciekła gdy przybyły gdy postanowiliśmy się rozbić i odpoczac przez noc, zaatakowały nas żmije, wyrwał się i uciekł i do tej pory go nie widziałem a mineło kilka dni...
Czerwona róża- posiadacie oboje w sobie dużą moc, moc która ma imię miłości, szacunku, zaufania i...
Kewar - ...i boje się bardziej o onią o Jenny niż o siebie!.
Czerwona róża - widzę to i widzę twe zamiary, chcesz oddać i sprzedać zegarek który otrzymałeś od ciotki Louise.
Kewar - Tak, pierścionek to jest to czego ja chcę i wiem że wyrosło i rośnie we mnie uczucie oraz czuje się za nią odpowiedzialny oraz za Emme.
Czerwona róża - Zerwi mnie i weź ze sobą a będę twą opoką w tej podróży i pozwolicie mi móc żyć na Trzech Księżycach?
Kewar - ,,Wszystko co ujżałem i pomocne mi było i jest podąża ze mną i ze mną na zawsze niech będzie i pozostanie na zawsze"
więc podążajmy razem odpowiedział Kewar udając się z czerowną różą ku lepszemu...
                                                                           
                                                                        * * *

Jenny w czasie odbywania ,,Genady" postanowiła odpocząć została zaproszona przez lud Elfów na obiad oraz obiecali jej pomoc przy małej Emmie..., Jenny odczuwała nie pokój, strach, lecz zmęczenie było silniejesze!, w czasie kiedy Jenny usneła Jeden z elfów który ją przyprowadził uprowadził małą Księżniczkę Emme, tylko po to aby król Srogon mógł wykonać swój zamierzony cel jakim jest śmierć pół człowieka pół wampira jakim jest Emma.
Jenny  po przebudzenia wpadła w panikę, szok!, lecz wiedziała że to był podstęp i pułapka w której tkwi...  i z której musi się wydostać!.
Dobrawa tak miała na imię jedna z elfek która ze chciała pomóc Jenny pomogła jej wydostać się z uwięzionej haty.
Dobrawa była jednom z elfek która nie chce się pod pożądkowywać się czynom, planom i zamiarom króla Srogona!.
Udało jej się wydostać Jenny i pokazać w którym kierunku zabrano Emme...
Jenny nie wiedziała co powiedzieć jak zaufać!, wiedziała tylko że to dziecko jest jej częścią tak jak i Kewar którego poszukiwała!.
W tym czasie Kewar zmierzał wraz z Czerwoną Różą ku dolinom i ,,Wzgórzą 6 Tęsknot", lecz Księżyc był niespokojny i niespokojna była czerwona róża która odczuwała w Kewarze nie pokój...
Czerwona róża za pytała; Kewrze co się dzieje??, coś jest nie tak dla czego patrzysz w jeden z 2 Księżyców?
Kewar; Teraz będziemy podążać krokami tanecznymi!
Czerwona róza; Kewar coo się dzieje??
Kewar w tym czasie zaczoł śpiewać i tanecznymi krokami podążał spoglądając w księżyc starał się za pomnieć o głodzie i swych wamirycznych usposobieniach które w nim coraz mocniej się oddzywały!.
Czerwona róża: Słuchaj odpocznijmy widzę strumień oraz Drzewo Nadzieji, tam będziemy mogli spokojnie odpocząć?!.
Kewar; Dobrze, oczywiście zgadzam się.
Czerwona róża; Od dawna śpiewasz i tańczysz?
Kewar; Nie!.
Czerwona róża; tzn??, jakieś konkrety, opowiesz swą historię?
Kewar zrobił ognisko, usiadł obok Czerwonej Róży i spoglądając w strumień opowiedział historię która nauczyła go że każdy cel jaki się w nim zrodzi musi zostać spłodzony, uchowany i zadbany aby wszystkie jego siły mogły w nieustanym schemacie dalej pozostać.
Czerwona Róża; To mądra i piękna historia...
Kewar; Przepraszam cię ale przejdę się, to dobrze mi zrobi przed snem.
Czerwona Róża; Dobrze, tylko daleko nie odchodź!.
Kewar; To zrozumiałe.
Kewar udał się na spacer nad brzeg strumieniu tam ujżał młodą piękną o brązowo ciemnych włosach dziewczyne która nucą w wodzie nago skupiła jego uwagę na swej osobie, dziewczyna nagle usłyszała szelest przy drugim brzegu i za pytała;
.. Kto tam??!!, Kto tam jest?!.
Nagle Kewar ujawni się ze swymi długimi brązowymi długimi włosami oraz jego oczy które zmieniły kolor i był bardzo błękitne wstrzymały oddech w dziewczynie..., ona sama nagle poczuła spokój niż zaniepokojenie i nagle zgasnoł w niej wstyd stojąc nago i patrząc na Kewara.
Kewar za pytał; Jak masz na imię nie znajoma ?
Dziewczyna odpowiedziała; Susan.
Kewar; Skąd jesteś i co robisz w nocy kapiąc się w strumieniu?
Susan; Wiesz ja mogła by za pytać cię o to samo?, co robisz na brzegu strumienia w środku nocy? i samemu odpowiedz skąd jesteś?
Kewar; Pochodzę z Trzech Księżycy i Miasta Savori.
Susan; Tak jak i ja!
Kewar; Jak to?
Susan; Została wygnana i więzina przez Króla Srogona, a następnie udało mi sie uciec i schronić tu i tu pozostać i czekać  na wolność w mym, naszym kraju i naszeych planetach!.
Kewar; yech...., dalej będziesz tak nago stała?
Susan się za czerwieniła,poszła się ubrać i za prosiła Kewara aby coś zjeść i porozmawiać
Kewar opowiedział w zwężonym skrócie swą historie i za pytała Susan aby teraz ona przybliżyła swą osobę.
Susan opowiedziała; Ok  opowiem
więc tak mam lat 19 mója matka i siostra Adel są dalej więzione przez Króla i jego armię, ojciec zmarł gdy miałam 7 lat  jestem Czarownicą z rodu Krwawych Dziewic.
Kewar; czyli co takiego? no wiesz dokładniej?
Susan; Czyli poszukujemy za swego partnera Wampira lub DampWampira, aby był od nas starszy ale przedewszystkim aby wiedzial czego chce i prowokowal nas do milości i rozkochiwał w sobie nie świadomie.
Susna nagle zamilkła i spoglądając w oczy Kewara poczuła chemię, zakochanie, zauroczenie...
Kewar; Słyszałem o was w sumie tyle co nic, ale to ciekawe.
Susan; Dziękuje że ze chciałeś mnie wysłuchać.
Kewar; Dobra wiesz muszę już iść Czerwona Róża będzie się za martiwać.
Susan; Spotkamy się jeszcze kiedyś?
Kewar; Z pewnością przecież muszę uratować to co zostało w naszym świecie i tych na którym nam za leży.
Susna zbliżyła się do  Kewara, przytuliła go i zaczeła wąchać nagle łapiąc go za szyje przybliżyła do siebie i chciała po całowac lecz kewar odwr odwrócił się i poszedł...
W dziewczynie nagle zaczeło się wszystko gotować!!!, nie u miala zrozumieć tego że męrzczyzna umie i potrawi tak mocno być oddany tej wybranej, rodzinie że zna te wartości i właśnie oddtrącając jej zmiary ku temu podąża!, zrozumiała że walka o Kewara to kolejny cel jaki ma przed sobą!.
Kewar wrócil do czerwonej róży która czekła na niego i perwsze co powiedziała to że jest dumna z niego i oczywiście krótko mówiąc wytkneła mu to że długo go nie było lecz to co w swych myślach ujżała pozwoliło jej się uspokojić.
Kewar odpowiedział; Słonce wschodzi, dzień wstaje, nie zwlekajmy czas ten nie możemy uznać za zmarnowany i stracony...
Czerwona Roża; Za tem podążamjmy kawalerze ( z uśmiechem odpowiedziała) i udali się w dalszą drogę.
                                                                               
                                                                         ***

Jenny udała się z  Wzgórza 6 Tęsknot a Kewar wyruszył z Lasu 6 Tęsknot...., więc są tak blisko a jednak tak daleko siebie!, więc którą stroną oboje podążają?
Kewar podążając wraz z Czerwoną Różą ujżeli Elfa (Florenc) który trzymał coś zawinietego w kremowe prześcieradło, coś co wyglądało na dziecko, coś co jest dzieckiem, dzieckiem Czarnoksiężniczki i Czarnoksiężnika Trzech Księżycy i Miasta Savori.
Kewar nagle poznał płacz dziecka którego to ona jako piewszy usłyszął, nagle powiedział do czerwonej Róży; Słuchaj to musi być Emma!, to na pewno jest ona musimy za nim biec!.
Czerwona Róża; Czuje że jesteś tego pewien!, więc nie zwlekajmy!.
Kewar w podmuchu wiatru pobiegł aby ratować jednom z najcenniejszych osób dla niego.

niedziela, 2 września 2012

Rozdział 6. W poszukiwaniu Kewara,


Księżyc już z wolna zza chmur wypływa
Ciemność spowiła me miasto
Ostatnich przechodniów ubywa, ubywa
I w domach światła gasną.

Sen zmorzył ludzi, ucichły słowa
Tylko tykają zegarki
Sny kolorowe migają w głowach
Palmy, tęcze, kanarki..

Tę śpiewała mu w przeddzień jego zniknięcia.. Ni stąd ni z owąd Księżyc odszedł, zaginął, zgasnął.. Szok i ból wielki był to dla panienki gdyż od zawsze do nocnego towarzystwa przyjaciela była przyzwyczajona. Szukała go wśród chmur, całe godziny spędzała na wyglądaniu za obiektem swych tęsknot, wzrokiem pełnym rozpaczy błądziła bo gwieździstym firmamencie. Jego nie było nigdzie. Przepadł. Dziecię o oczach pustych, wygasłych wypełniało swe obowiązki jak zwykle lecz w sposób odmienny, automatycznie. Uleciał z niej entuzjazm i radość młoda. W myśli tylko pytań setki krążyły i obijały się o jej głowę z hałasem: dlaczego? Na zawsze? Gdzie? W jakim celu? Czy z mojej winy? Tak upłynął dzień pierwszy, drugi, trzeci.. na siódmym skończywszy bo oto ku dziwnej mieszance uczuć sobie przeciwnych ukazał się srebrny rogalik na niebie. Wroceleen nie kryła oburzenia i zdezorientowania ale to radość i ulga górowały wśród emocji w jej dziecięcym sercu. Nim zdążyła otworzyć usta by wylać potoki słów Księżyc ubiegł ją i wytłumaczył się
z tygodniowej nieobecności. Wyruszył on bowiem , jak miał w zwyczaju, gdy dzień na Ziemi jeszcze trwał, na wycieczkę do galaktyk odległych. Mijał planety obce, gwiazdy migoczące
i wiele księżyców jemu podobnych. Widoki dech zapierały ale ludzkim oczom nie było dane ich zobaczyć, dlatego też zapamiętywał Księżyc szczegóły najrozmaitsze by nocami opowiadać o nich swej przyjaciółce. Kiedy tak płynął wśród ciał niebieskich ujrzał  Heawen słup światła migoczący, jaśniejszy niż najjaśniejsze ze słońc i we wszystkich kolorach tęczy. Wiedział co to oznacza. Była to księga przeznaczenia, wiedział, że oto stoi przed nim zadanie do wykonania. Słup oddalony był o trzy i pół dnia drogi. Gdy dotarł doń odezwała się wyrocznia, wyłoniła się z tęczowego komina blada, z oczami bystrymi, włosami białymi do kostek i w szacie powłóczystej, delikatnej kolorem puchu dmuchawców zabarwionej. W zamian za informacje z księgi przeznaczenia zażądała rozwiązania zagadki, która poniekąd dotyczy przepowiedni przeznaczonej dla księżycowej przyjaciółki. Brzmiała ona następująco:

Miasto odległe upodobały
Sobie na dom ich i na ojczyznę
Kraj z potencjałem, skromny wybrały
Gdzie serca dobre a ziemie żyzne.
Z żywiołów czterech co rządzą światem
Się narodziły, nie duże wcale
Przyjazne na ogół, pulchne, brodate
Z czapami na głowach a zwą się….?

Myślał długo ziemski satelita, główkował, dedukował a Wyrocznia była cierpliwa i tylko bacznie mu się przyglądała spod przymrużonych powiek. Wspomniał Srebrzysty na baśnie ziemskie które z ust Wroce posłyszał i przypomniawszy sobie bajkę o królewnie Śnieżce krzyknął z triumfem- Krasnale! Wtedy wyjęła Wyrocznia księgę i otwarła w swych ramionach, tak by mógł swobodnie wyczytać, to co było mu dane. Księga była wielka, stara ale piękna w tej starości. Swoista aura ją otaczała i bił od niej blask wszechwiedzy. Okładka była koloru hebanu, przyniszczona z literami złotymi składającymi się na wyraz „Przeznaczenie” a kartki pożółkłe z tekstem ręcznie pisanym przez samego Boga. Odczytał nocny stróż Ziemi teksty po czym pośpiesznie zanotował je na gwiezdnym papierze, którego użyczyła mu Wyrocznia. Czym prędzej podziękował i popłynął ku Ziemi pełen radości i satysfakcji.
Opowiedziawszy przygodę wytłumaczył Wróżce jakie zadanie stoi przed nią. Za pomocą wiersza miała odnaleźć miasto, w którym pojawiły się krasnale i wypowiadając w wyznaczonym miejscu i czasie zaklęcie z drugiej karteczki odczarować krasnoludki. Były one uwięzione przez klątwę i zamienione w posągi. Ucieszyła się wielce Wroceleen ale też bała się, że nie zdoła dokonać tego co jej polecił Księżyc. Zrzucił jej z nieba karteczki które szybowały, wirowały, tańczyły na wietrze. Raz ginęły w chmurach raz wyłaniały się. Gdy były już całkiem blisko powiew wiatru porwał jedną z nich a druga swobodnie upadła w jej rozłożone rączki. Chciała jeszcze gonić drugi papierek ale umykał jej za każdym razem gdy był w zasięgu jej dłoni. W końcu zniknął jej z pola widzenia. Później okazało się, że zagubiona karteczka zawierała treść zaklęcia. Ta, która miała być swego rodzaju mapą do miasta krasnali zawierała taki oto tekst:

W sercu jej w kraju jej serca…
Tam gdzie Kluszczana Brama z kluseczką kamienną istnieje
I gdzie Szermierz placu Uniwersyteckiego strzeże
Tam się kościół przepiękny świętej Elżbietki nie chwieje
Mimo, że stutrzydziestometrową ma wieżę.
Gdzie Bożnica pod Białym Bocianem i cudna wieża wodna
Muzeum Narodowe winem dzikim obrośnięte
Chce się zwiedzać, podziwiać- choćby pogoda była chłodna
Tak wszystko pięknymi obyczajami i kulturą jest przesiąknięte.
Muzeum na Bernardyńskiej, Capitol- Teatr Muzyczny
I kolumnada na wzgórzu Partyzantów
Parków, atrakcji, zabytków i placów tu zestaw liczny
Przyciąga tysiące turystów i imigrantów.

To miejsce wybrały na swe siedlisko
Tam mają dobro, uśmiech.. i wszystko
Tamtejsze imponują im obyczaje
Warunki dla nich są istnym rajem.
Lecz klątwa zdradziecka jak z puszki Pandory
Co wciąż wywołuje dyskusje i spory
Bo oto zazdrosny Śnieżki narzeczony
Poprosił zmory co zwą się Dezdemony
O niewinnych krasnoludków zgładzenie
Ale mocy miały tylko by zmienić je w kamienie.
Teraz czekają co noc i co dzień
Aż człowiek czystego serca przerwie ich sen
I wypowie w pełni lekarstwo na zdrady-
Zaklęcie, na ławach staromiejskiej Promenady.

Jenny wróżce czytała to w pełnym skupieniu i błądziła myślami po całym świecie próbując dopasować opis do konkretnego państwa.

Księżyc wsłuchawszy się w tekst starał się jakoś jej pomóc, naprowadzić bo przecież jako stróż całej planety znał dobrze wszystkie ciekawe miejsca. Dziewczyna spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wszystkie zaoszczędzone pieniądze i napisała list : „Ukochani moi oto stanęło przede mną zadanie o którym opowiem po powrocie, nie obawiajcie się o mnie- jestem rozważna i bezpieczna, bo prowadzi mnie mój Księżyc. Bądźcie zdrów, Jenny”. Wyszła z pełna wiary w swoje powodzenie ruszyła pewnym krokiem naprzód. Nefre podpowiadaał jej gdzie ma się udać, gdzie może przenocować. Ludzie dobrej woli podwozili ją czasem ale z niepokojem patrzeli na młodocianą osóbkę błądzącą samotnie po obczyźnie. Raz na jakiś czas zatrzymywała się
w sklepie lub gospodzie
i oferowała się do pracy za drobne pieniądze. Dawano jej pożywienie i nocleg ale zysku z niej nie mieli. Robili to z troski o nią i z miłości do drugiego człowieka. Prace polecano jej lekkie, raz szczotkowała pieska, była towarzyszką zabaw dzieci jej pracodawców, pomagała wykładać drobny towar na półki itp. Nigdy nie zostawała dłużej niż 3 dni, ponieważ wiedziała ile jeszcze wyzwań przed nią. Trafiała również na ludzi, którzy otrącali ją z pogardą, chcieli wezwać elfy by odesłać ją do domu lub byli całkowicie obojętni i chłodni. Po tygodniu tułaczki zawitała do kraju gościnnego gdzie pachniało mlekiem, miodem i zbożem.

                                                                          ***

Księżyc powiedział jej, że to już bardzo bisko. Podbudował ją tymi słowy więc przyspieszyła kroku. Mijała sady, z jabłoni polskich głód nasyciła, miasta ruchliwe odważnie przemierzała i wciąż podążała za radami przyjaciela i głosem własnego serca. Bywała w miejscach niezwykłych, dziecięca ciekawość świata odnalazła w tej podróży spełnienie. Nie chodziła głodna ani brudna, zawsze znalazł się ktoś chętny pomóc. Pewnego dnia stanęła przed budowlą, która wydała jej się znajoma, choć było to niemożliwe.
W skupieniu wpatrywała się w kluseczkę spoczywającą na bramie i pojęła co to za miejsce. Wyjęła karteczkę z kieszeni i przeczytała wszystko raz jeszcze.
Wiedziała że osiągnie cel!!, że to wszystko co się kryje pojawi się wbrew wszystkiemu i pod prąd podążała dalej, miała ochotę skakać, śmiać się, śpiewać.. a Księżyc wraz z nią. Biegała od ulicy do ulicy rozpoznając kolejne obiekty
z przepowiedni. Widziała też krasnale tak bezradnie zastygłe w najróżniejszych miejscach. Były miłe dla oka i mimo że podobne to każdy specyficzny i wyjątkowy.
Posmutniała gdy przypomniała sobie, że kartka z zaklęciem przepadła. Poprosiła Nefre czy mogła by jakoś dowiedzieć się gdzie mniej więcej mogło by się znajdować zaklęcie. Księżyc zwołał wiatry cztery i wypytał. Wiatr południowy powiedział że przeczytał karteczkę która poszybowała za siłą jego podmuchu a zobaczywszy imię „Kewar” w zaklęciu tam właśnie ją porzucił. Nefre podzieliła się tą wiadomością
 a ona pocieszona takim obrotem sprawy rozpoczęła poszukiwania. Dniami i nocami przeczesywała najdziwniejsze zakamarki , motywował ją widok uwięzionych krasnali. Wypytywała ludzi, prosiła dzieci o pomoc. Przemierza  ulice po dziś dzień szukając zaginionej gwiezdnej karteczki z zaklęciem. Dziewczynka o oczach zmiennych z przyjacielem na niebie.
Może to właśnie tobie uda się odnaleźć zaklęcie i wypowiedziawszy je w pełni na ławie Promenady odczarować krasnale które mają jej pomóc...

Wdzięczna pomocy Nefre która ile mogła pomogła Jenny, musiała przez wzgórza 6 tęsknot podążać sama.
Jenny docierając już na wzgórze ujrzała tam Elfa ,, Florenc" który czekał aby wskazać tylko jedną drogę, drogę ciemności i drogę w jednym kierunku, w tym w którym Jenny nie planowała i nie zmierzała.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Rozdział 5 ,,Emma"

Po całych tych miłych historiach dwójka naszych bohaterów zetknie się z bardziej mroczną krainą oraz oboje poznają czemu, dla czego i jak... 

Jenny spałą w czasie gdy Kewar poszedł do oddalonej o 350m wioski by móc nasycić, nasycić swój głód oraz pragnienie które właśnie widział swymi szklistymi i brązowymi oczyma które gdy tylko miał myśli o ,,krwi" oczy robiły się pełne mroku oraz takiej tajemniczości która to właśnie min przykuła uwagę Jenny 

Kewar podszedł do domu w którym nikogo nie było oprócz dziecka płaczącego w kołysce, nie wiedział co zrobić głód stawał się silniejszy ale Evan jeden z poddanych Srogona zaatakował Kewara i próbował mu odebrać malca lecz Kewar wy joł nóż z kieszeni i celnie nim trafił w Evana rękę, Kewar w tym czasie szybko wybiegł z domu zabierając dziecko i udał się z nim do lasu ,, Trzech Róż", tam postanowił  odpocząć i pomyśleć co z dzieckiem dla czego ono było tam samo i dla czego było i jest tak cennym łupem dla Srogona... 

Kewar poczuł niepokój o Jenny!!. 

Jenny obudziła się i zobaczyła że nie ma Kewara, ognisko ugaszone..., konie są oba?!, więc gdzie on jest zastanawiała się Jenny no gdzie?, czy coś się stało??, nagle ujrzała za góry Lecącego smoka a dokładniej smoczyce o imieniu ,,Nefra" , ta powiedziała do niej
- witaj Janny 
Jenny odparła. 
-Skąd znasz moje imię? 
Nefra odpowiedziała. 
-Gwiazdy mi powiedziały że cię tu zastanę, ciebie i Emme. 
Jenny zapytała. 
-Jaką Emme???, kto to? 
-Ja Nefre smok z gór i lasu trzech róż widziała, Emme, sześcio miesięczną dziewczynkę o kruczoczarnych włosach i zielonych oczach tak jak ty!, jesteś wybranką lasu trzech róż aby zająć się wychowaniem jej.
Jenny - a co z jej matką,ojcem nooo rodziną!!! przecież ją ma?? 
Nefre- NIE!!, nie ma jej  chociaż chwileczkę!!??, TY ty jesteś teraz jej rodziną więc Jenny wychowaj Emme!!!. 
Jenny - jak?!, ja mam 18 lat, jestem licealistą w Nowym Orleanie w Collegu i cooo mam teraz być matką!!! nie swojego dziecka?!, wykluczone!!, kategorycznie odmawiam!!. 
Nefre- Musisz bo w przeciwnym razie...

- Wygnamy przybłędy z naszych ziem, ziem naszych przodków! Runiemy na nich całą naszą siłą, zarżniemy wszystkich, a ich krew spłynie z Gór w ciemne i ciche doliny. Pomścimy śmierć naszych braci Za każdego martwego trola zmasakrujemy dziesięciu naszych wrogów! - A ile to będzie dziesięciu? "

przemówienie Upisztima I, ostatniego wodza toli

" (...) Widziałem kiedyś owe trole. Prawdę mówiąc nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Zakute łby i góry mięsa. Co prawda ich siła fizyczna jest imponująca, aczkolwiek inteligencja tych stworzeń w rażący sposób każe mi wątpić czy te bestie są zdolne do zorganizowania się w jakiekolwiek struktury plemienne, czy tez mogą używać najprostszych narzędzi. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się że żyją iście zwierzęcy życiem, w liczących kilkanaście osobników stadach. Niemniej jest niemal pewne że posługują się prymitywnym rodzajem mowy, rozbitym na wiele różnorakich dialektów. (...) Sedze jednak, że nie powinieneś się przejmować trolami. Nasi zwiadowcy donoszą że w Smoczych Górach już ich właściwie nie ma. Zauważ, że przepędziliśmy je w zaskakująco krótkim czasie. Także najlepiej nie zaprzątaj sobie głowy trolami i skup się na wyznaczonym zadaniu. Smok oczywiście nie podoła połączonym siłom elfich magików, Rębaczy i naszych najlepszych rycerzy. Kiedy bestia będzie już martwa napuścisz na siebie elfy i krasnoludy. Najlepiej jak obie strony zatłuką się na śmierć, możesz im w tym dopomóc - wina spadnie na obydwie strony, a my będziemy czyści. I co najważniejsze cały smoczy skarbiec będzie należał do nas."

prywatny list króla Edwarda Srogiego do Lorda Dezmonda z Kliss


Kewar idąc przez las i wracając natknoł się na jakieś głosy, przytulił mocniej nie znanom mu z imienia Emme tak aby nie zostali usłyszeni przez trolę.

- Tu rozbijemy obóz! - zakomenderował Folgard - Z życiem, albo kulasy wam z rzyci powyrywam! Ej, ty tam! Żwawo!
- Mości krasnoludzie - usłyszał za swoimi plecami Folgard - Czegoż to już się zatrzymujemy? Słońce wszak jeszcze wysoko na niebie, a każdy dzień zwłoki karawany to straty dla Gildi. Możemy wędrować jeszcze kilka godzin zanim się sciemni.Folgrad zmierzył rozmówcę wzrokiem. Drogie, kolorowe i obszerne szaty nie zdołały ukryć ościstości tego człowieka. Jak większość kupców z Gidii tak i Eryk von Buddern lubił sobie dogodzić. Jego aparycja doskonale pasowała do jego wyglądu - można było powiedzieć ze wszystko co trzeba wiedzieć o jego osobowości zostało wypisane na jego pucułowatej twarzy. Człowiek próżny, lubujący się w złotych ozdobach - w oczach krasnoludów, mistrzów w obróbce wszelkich metali i kamieni tacy ludzie wyglądali śmiesznie. Jak własne karykatury. Folgard wiedział jednak że Eryk jest w gildii tylko drobną płotką. Najbardziej wpływowi członkowie Gildii posiadali podobno przedmioty zachwycające misternym wykonaniem.
- Tu w wyższych partiach Gór, ściemni się naprawdę szybko - odparł krasnolud - Poza tym dalej szlak będzie trudniejszy i nie będzie odpowiedniego miejsca na postój przez kilka godzin.To miejsce nadaje się dobrze, niedaleko jest strumyk a nieco dalej zagajnik. Będzie czym ogniska rozpalić.
-Tak, tak - wymamrotał kupiec i oddalił się bez słowa. Folgard zajął się doglądaniem obozu. W końcu za to mu płacili jako dowódcy straży i przewodnikowi. Ludzie traktują tę część Smoczych Gór jako swoją, a nie potrafią się po niej poruszać bez wynajmowania krasnoludów jako przewodników.
-Bolfog! Kudir! Psia mać, w karty sobie gracie kiedy reszta pracuje? - Folgard wrzasnął na dwójkę krasnoludów które schowały się za jednym z wozów i zajeły się w najlepsze graniem w karty - Dostajecie pierwszą warte, ruchy błazny! Olfeg! Ty też!
-Ja?! Ale za co? - odburknął krasnolud po czym dorzucił jakieś słowo we własnym języku. Krasnoludy w towarzystwie ludzi zawsze używały ich języka. Gdy tylko rozmawiali miedzy sobą w swoim własnym ludzie robili się podejrzliwi.
-A kto wczoraj kaszę przypalił? Nie pyskuj bo zdzielę cię w mordę tak że się nogami nakryjesz! - odwarknął Folgard. Olfeg wymamrotał pod nosem dłuższą litanię, ale oddalił się posłusznie. Folgard splunął imponująco daleko.
-Mości krasnoludzie, czy możemy porozmawiać na osobności? - usłyszał za sobą. Krasnolud westchnął i zaklął w duchu. Powoli odwrócił się. Przed nim stał wysoki, szczupły typ. Przewyższał Folgarda co najmniej dwukrotnie. Długie siwe włosy miał związane w koński ogon. Jego twarz była pokryta wieloma zmarszczkami, miejscami przeciętymi starymi bliznami. Odziany był w ciemnoniebieską podróżną szatę, na którą zarzucił szary płaszcz. Folgard znał jego miano - Henryk de Geriz. ten człowiek był dla krasnoluda zagadką. Ludzie, łącznie z Erykiem von Buddern okazywali mu wiele szacunku. Wprawne oko od razu zauważało że u podstaw tego zachowania leży paniczny strach. Zachowywali się tak, jakby bali się sprowokować do ataku jadowitego weża. Folgard był pewien, ze Henryk to agent tajnych służb króla Edwarda Srogiego. Nieb było to dla nikogo specjalną tajemnicą. Jednak nikt nie wiedział właściwie dlaczego Henryk towarzyszy karawanie. Nurtowało to krasnoluda, wiedział on jednak że ostatnią osobą od której się czegoś dowie będzie Henryk de Geriz.
-Co to za miejsce? - spytał Henryk gdy tylko odeszli na kilka kroków od obozu. Folgard spojrzał mu prosto w oczy i szybko stwierdził że ten człowiek nie da się zbyć żadnym kłamstwem ani niedomówieniem.
-Był to kiedyś obóz połączonych sił ludzi i Klanów.- krasnolud niczym nie zdradził swojego zaskoczenia. Niewiele pozostało śladów świadczących o tym, ze w tym miejscu był obóz. Po chwili milczenia dodał - Jeszcze czasów wojen z trolami.
- Trole... - Henryk zniżył głos i rozejrzał się dyskretnie na boki - Powiedzcie mości krasnoludzie, co wam wiadomo o trolach?
- Nic konkretnego - odparł Folgard - Już wiele lat minęło odkąd nie zamieszkują Gór smoczych.
- Więc sądzicie, ze troli już nie ma w tych górach? Nie zdarzały się jakieś... incydenty?
- Być może krążą takie opowieści, ale ja nie dawałbym im wiary - odpowiedział Folgard. Ale następne pytanie wcale go nie zaskoczyło.
- Doprawdy? Mimo to chętnie bym posłuchał tych opowieści. Na przykład o masakrze Klanu Rębaczy, elfów z Mglistej Doliny i oddziału Lorda Dezmonda. I proszę mieć na uwadze ze każda informacja może być istotna dla naszego sojuszu. sojuszu ludzi i krasnoludów przeciwko trolom - Henryk dokonczył z naciskiem.

"Zaraza by pokarała takich sojuszników - pomyślał Folgard. Strzępek listu znaleziony przy Lordzie dezmondzie nie pozostawiał wątpliwości co do tego że dla ludzi Klany nie są pełnoprawnym partnerem, a jedynie narzędziem do wykorzystania. Mimo to Folgard postanowił ze póki co lepiej powiedzieć jak najwięcej prawdy.
- Nasi zwiadowcy odnaleźli wszystkich martwych. Również smoka. Polegli albo od obrażeń spowodowanych przez smoka, albo od lawiny głazów która spadła na pole walki. Jednak trzy rzeczy rozbudziły wśród nas pewne wątpliwości. Po pierwsze - żadna lawina nie miała prawa tam spaść. przynajmniej sama z siebie. Po drugie - gada nie ubiła lawina. Powalił go oręż. Najprawdopodobniej bestię ukatrupił Borgo Mundri, przywódca Rębaczy. I tu pojawia się trzeci problem. Nie wiadomo do końca jak wyzioną ducha Mundri.

- Chcecie mi przez to powiedzieć że...- przerwał mu Henryk de Geriz.- Pozwólcie że przedstawię wam tylko fakty. Przede wszystkim na polu bitwy brakuje kilku ciał. oczywiście nie elfów ale Wampirów, które tchórzliwe teleportowały się gdy tylko zrobiło się gorąco. Ale nie tylko. na głazach znaleźliśmy plamy ciemnej posoki. Z pewnością nie jest to krew smoka, z pewnością tez człowieka, czy krasnoluda. Ale najwięcej problemów sprawił nam nieborak Mundri. Obrażenia jakich doznał nie widziano od wielu lat. Dokładniej od czasów wojen z trolami.
- Czyli nie ma wątpliwości? Trole powróciły w Góry Smocze? - zapytał de Geriz, a Folgard od razu zrozumiał po co go przysłano w Góry.
- Tego nie powiedziałem - zaznaczył krasnolud z naciskiem - Ciała poległych były nietknięte. To nie w stylu troli.
- Obawiam się, że obie nasz rasy popełniły poważny błąd. Trole toczyły między sobą walkę o dominację. Poszczególne plemiona próbowały podporządkować sobie pozostałe. Wtedy wkroczyliśmy my, ludzie. W sojuszu z Klanami szybko zdobywaliśmy kolejne tereny. Wtedy jeszcze nikt nie zauważył jak wielkie ponosimy straty. za każdego ubitego trola płaciło życiem kilku naszych rycerzy. Ale ostatecznie trole zostały wyparte z Smoczych Gór. Tak wtedy myśleliśmy...
- A jednak?
- Cóż, obawiam się ze to tylko krótkotrwały stan rzeczy. Pojawienie się nowego wroga mogło stać się impulsem do zażegnania wewnętrznych konfliktów. Trole zjednoczyły się i wycofały by przygotować się do kontrataku.
- Brzmi to tak, jakby te bestie zaczęły nagle myśleć- powiedział Folgard. Oboje - krasnolud i człowiek zamilkli na chwile.
- Sugeruję dla bezpieczeństwa całej karawany podwoić straże - odparł w końcu Henryk de Geriz - Sądzę że trole przeszły już do działania.


Kawar po tym co usłyszał i wątpiąc w to co słyszał ciężkimi krokami wracał do Jenny a mała Emma zaczynała się co raz bardziej rozbudzać....
- no co nie płacz!!, o...., dla czego masz na szyj znamie krzyża celtyckiego??, jesteś dzieckiem z krainy trzech róż??, hm..... (Kewar zastanawiając się nad dzieckiem starał się dochodzić do sensu ) 

Hej, hej hej....!!! już ide  , ups...., kłopoty?!, muszę być ostrożny...

Eryk von Buddern obudził się wśród nieprzeniknionych ciemności. oraz krzyków Zdziwiło go to.
- Nikt nie dopilnował ogniska? - mruknął do siebie. Ostrożnie wyszedł z namiotu wysilając się by cokolwiek zobaczyć. Na próżno. Chmury całkowicie zakryły niebo tuż przed zmierzchem. Eryk posuwał się powoli, klnąc od czasu do czasu kiedy się o coś potykał. Podskoczył zaskoczony kiedy usłyszał za sobą czyjeś kroki
- Kto tam - zapytał.
- Kewar rzemieślnik.
Kupiec kiwnął głową, chociaż nie wiedział nawet czy Kewar nie wiedział ilu dokładnie ich jest. 

Wydawało mu się że Folgard jest tuż przed nim, powiedział więc w tamtą stronę:
- Co tu się dzieje? Dlaczego ogniska są pogaszone?
- Ciszej, na bogów - odparł dowódca eskorty. - Ciszej. Wydaje się nam, że w okolicy obozu... Coś się tu zbliża. wiemy co, ale wolimy być gotowi.

- Co takiego? zapytał dowódca. 
- To armia  Króla  Srogona wie o pannie Jenny,
- I chcecie z tym walczyć w ciemnościach? Niezbyt mądre posunięcie.
- Liczymy raczej na to że uda się nam zakamuflować naszą obecność. Jeśli jednak dojdzie do bitki, rozświetlimy okolicę zaklęciami. Może to wystarczy by odstraszyć nieproszonych gości. 

A teraz jeśli waszmość pozwoli, proszę zachować absolutną ciszę. Maldung i Bolfog, do mnie.
- Na rozkaz - odpowiedział krasnolud po prawej stronie Eryka
- Obudźcie resztę ludzi. Tylko tak aby nie narobić hałasu. i przyprowadźcie ich tutaj.
- Rozkaz.
Gdy tylko oddali się nastała cisza. Dosłownie na kilka uderzeń serca. Z trudnego do określenia kierunku zaczęły dobiegać pierwsze przytłumione odgłosy. Z każdą chwila nabierały one na sile, by już po chwili upodobnić się do szarży ciężkozbrojnej konnicy.
- Zaraza - mruknął Kewar
- Jeszcze nie - zakomenderował Folgard. - Czekać na mój sygnał.
Kewar usłyszał że krasnoludy wyciągnęły broń. Sam dobył swój drogo zdobiony sztylet. Drogocenna broń, ozdobiona kamieniami szlachetnymi wydawała mu się całkowicie bezużyteczna. Ziemia zaczęła się trząść, a kiedy napastnicy byli na tyle blisko, że wydawało się iż nadciąga huragan, Folgar ryknął:
- TERAZ!!!

Rozbłysło niebieskie światło, rozległ się potężny grzmot. Olbrzymia kula niebieskiego ognia zawisła nad okolica rozświetlając wszystko dookoła zimnym blaskiem. Nacierające bestie zatrzymały się. Nie było żadnej wątpliwości. To były trole. Wielkie bestie o skórze twardej niczym stal zatrzymały się osłupiałe. Krasnoludy nie traciły czasu i ruszyły do ataku z bojowym okrzykiem na ustach. Eryk von Buddern ruszył także. Trole widząc co się dzieje wyszły na spotkanie z wojownikom. Rozpoczęła się bitwa. Krasnoludom udało się powalić pierwsze, najbliższe im trole zaskakująco łatwo. Następne były już lepiej przygotowane. Szczęk żelaza, głuche odgłosy uderzeń potężnych maczug troli, krasnoludzkie klątwy i mrożący krew w żyłach ryk kilkunastu troli zmieszały się z wysokim wrzaskiem Kewara uderzenie było tak mocne aż zamilkł

Walka była zawzięta. Gdy krasnoludy swymi toporami rąbali z furią trole na kawałki, atakując coraz to wścieklej gdy tylko których z ich towarzyszy padał martwy pod mocarnymi ciosami. Zwarli się w zbitą formację, powoli cofając się w stronę obozu. Nad ich głowami przeleciało kilka ogromnych głazów.
- Cholera, Folgard! - krzyknął Olfeg - Jeśli trafią w ...
Nie zdążył dokończyć, gdy rozbłysło oślepiające białe światło. Jeden z głazów ciśnięty przez trole uderzył w magiczną kulę niebieskiego ognia. Ta zapadła się w sobie i rozbłysła nowym, właściwym ogniowi płomieniem po czym eksplodowała. Siła wybuchu wyrzuciła walczących w powietrze. Pole walki stanęło w płomieniach. Folgard szybko powstał na nogi, spojrzał za siebie. obóz zajęły płonienie. Nie było się dokąd cofać. Wielu towarzyszy nie już nie wstało. Spojrzał w stronę troli. Wyglądało na to że wpadły w szał. Kilka z nich płonęło, ale nie wyglądało nas to że czują płomienie na swoim ciele. Krasnolud ujął pewnie topór w dłoniach i krzyknął do reszty swych towarzyszy:
- Skoro przyszło umierać, to zginiemy w bitwie!
- Nie dzisiaj mości krasnoludzie! - zawołał Henryk de Geriz, pojawiając się znikąd miedzy krasnoludami a Trolami. Z jego wyprostowanych ramion wystrzeliło dziesiątki białych błyskawic. Omotały one trole unieruchamiając się. Bestie szarpały się i próbowały się uwolnić, jednak czar trzymał je mocno.
- Dalej - krzyknął Henryk- Nie utrzymam czaru zbyt długo.
Krasnoludy dobiegły do sparaliżowanych bestii, dobijając je. Po chwili wszystkie trole były martwe. De Girez gasił szalejące dookoła płomienie innym zaklęciem. Cała karawana doszczętnie splunęła. Wielu poległo. Folgard starł z twarzy krew, pot i sadzę, po czym podszedł do Henryka.
- Więc jesteś także magikiem?- spytał - No jasne, nie trzeba pytać. Znasz się na teleportacji?
- Przykro mi, ale nie będę mógł teleportować wszystkich - odparł człowiek.
- Nami się nie przejmuj. Poradzimy sobie. Ale ty musisz wyruszyć natychmiast. Ktoś musi ostrzec wszystkich, ze trole wróciły i armia Srogona.


Kewar powrócił do Jenny która rozmawiła z Nefre. 

Kewar - witaj ciociu Nefre cóż cię tu sprowadza?? 
Nefre - Emma! 
Kewar - co? 
Nefre- nie co tylko kto!!! 

Księżniczka Emma Katrin Elonores - córka nieżyjących. Fronec i Fabiana. 

 Dla tego to właśnie Jenny i ty zajmiecie się jej wychowaniem!!. 

Kewar- dla czego my??? i ja!!? 
Nefre - Bo jesteś wybrany min; przez Arottosa króla gwiazdy Nuferell więc nie możesz odmówić nawet przez to że jesteś wampirem!!!, jako wampir przelej w to dziecko swą krew!!!, daj jej więcej niż samemu otrzymałeś i daj jej to czego potrzebuje już teraz!. 

Oboje musicie się tego podjąć tak jak postanowiłeś się podjąć tego aby Jenny za siadła na tronie!, by to właśnie ona przejeła władzę na tronie!!! i to ona Jenny Ketrin Herryn - czarno księżniczka trzech księżycy i Miasta Savori ma sprawować władzę tak jest za pisane i tak pozostanie nie inaczej!! a Sekorem się nie martwcie. 

Jenny - Kto to?? 
Nefre - Wilkołak, tzn, pół człowiek, pół bestia! która nie lubi wampirów!, więc Kewar od wieków toczy z nim wojny i jego stadem. 

A dla czego się nie pogodzą?? 

Nefre - NIE bo on jest wampirem a on wilkołakiem!!, mają inne cele, palny i zamiary w życiu. 

Jenny - to dla tego są dla siebie wrogami?? dla tego walczą ze sobą? 

Nefre- Teraz walczą o ciebie!!, Emme i to abyś zasiadła na tronie!! 

,,Vous souhaitez être ra-zem zes-tarzeć-dynym-wodem il est à l'amour de wiel-kiej''. 

czyli zapytała Jenny... 
Nefre odpowiedziała ,,Chcieć się ra­zem zes­tarzeć jest je­dynym do­wodem wiel­kiej miłości". 
Nefre - to po francusku w języku naszych wampirów gdzie ten język jest władzą ich serca. 
Nefre - ...każdy prag­nie miłości ab­so­lut­nej, a ta­kiej miłości nie trze­ba szu­kać w in­nych, lecz w so­bie. Ona drze­mie w nas i tyl­ko my możemy ją w so­bie roz­budzić. Ale do te­go pot­rze­ba nam dru­giego człowieka. Życie ma sens tyl­ko wte­dy, gdy ma­my u swe­go bo­ku ko­goś, kto od­wza­jem­nia uczucia. 

Więc wiesz że Kewar jest dla mnie ważny! 
Nefre - Tak i wiem że nie będzie was już drugi raz!. 
Nefre - Kewar wie jedno że Ko­bieta dopóty nie będzie za­dowo­lona w miłości, dopóki nie prześpi się sa­ma ze sobą. 
















poniedziałek, 27 sierpnia 2012

4 rozdział ,,Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie is­tnieje żaden powód do miłości."

,,Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu pomagać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie"

Wyruszyliśmy w drogę Jenny w której wiele może nas spotkać!, lecz tak naprawdę wiele mnie spotkało!!!, wiele już otrzymałem i wiele otrzymam...


Jenny zapytała - jak to? 

...coś więcej mógł byś Kewarze powiedzieć!!, no słucham... 
Kewar spojrzał w jej zielone oczy i na całe jej piękno i powiedział tylko jedno ,, Wbrew wszystkiemu i pod prąd będę z tobą przez życie szedł..."


Jenny zapytała jak to?!, dla czego mnie tym obdarzasz tak pięknymi słowami?? 
Kewar odparł ,,Do­piero późną nocą, przy szczel­nie zasłoniętych ok­nach gry­ziemy z bólu ręce, umiera­my z miłości" 


U Jenny pojawiły się łzy..., łzy bardziej z radości troski opieki o nią i te słowa które otulały ją w te zimne i chłodne południe podążając po stromych pagórkach... 

Kewar - Wiesz są takie chwile które są najpiękniejszymi chwilami w naszym życiu, a ta najpiękniejszą chwilą dla mnie jest ta teraz tu!. 

Na co Jenny odpowiedziała; Gdzieś w cen­trum mias­ta, które tkwi w każdym z nas, leży cmen­tarz sta­rych miłości. Szczęścia­rze, za­dowo­leni ze swo­jego życia i z te­go z kim je dzielą, prze­ważnie o nim nie pa­miętają. Nag­robki są wyb­lakłe lub po­wyw­ra­cane, tra­wa nies­koszo­na, wszędzie ple­nią się jeżyny i dzi­kie kwiaty. U in­nych miej­sce to wygląda dos­tojnie i schlud­nie jak cmen­tarz woj­sko­wy. Kwiaty pod­la­no i ułożono, wy­sypa­ne tłuczem ścieżki są sta­ran­nie zag­ra­bione. 
Wi­dać śla­dy częstych odwiedzin.

Cmen­tarz większości z nas przy­pomi­na szachow­nicę. Niektóre po­la są za­nied­ba­ne al­bo wręcz leżą odłogiem. Kto by so­bie zaw­ra­cał głowę nag­robka­mi – czy też miłościami, które pod ni­mi spoczy­wają? Na­wet naz­wiska za­tarły się w pa­mięci. In­ne gro­by po­zos­tają jed­nak ważne, choć byśmy niechętnie się do te­go przyz­na­wali. Od­wie­dza­my je często – prawdę mówiąc – zbyt często. Nig­dy nie wiado­mo, jak się będziemy czu­li po wyjściu z cmen­tarza: cza­sem będzie nam lżej, cza­sem ciężej na duszy. Nie sposób prze­widzieć w ja­kim nas­tro­ju będziemy wra­cać do do­mu te­raźniej­szości.


Kewar nagle poczuł coś co dla wampira jest niespotykane ale w nim właśnie gotowała się krew...  

Wiesz Jenny zaw­sze już na początku każdej zna­jomości chciałam wie­dzieć, co mogę dos­tać - na przykład ciepłą dłoń na spa­cerze. Chciałam praw­dy. A w tę wpi­sane jest prze­cież ry­zyko roz­cza­rowa­nia. Trze­ba wie­dzieć, czy na spa­cerze może zab­raknąć nie tyl­ko dłoni, ale i tożsa­mej duszy. Być może po­wie Pan, że jest w tym coś z ase­kuran­ctwa. Być może, zwłaszcza, że na początku każdej zna­jomości kar­ne pun­kty, które zdo­bywa kan­dy­dat na kochan­ka, czy męża, właści­wie nie bolą. Nie ma więc i mo­wy o klęsce. Łat­wo so­bie po­wie­dzieć wówczas: To nie ten. Było i nie będzie. Adieu! Do­piero po prze­bieg­nięciu ta­kiej "ścieżki zdro­wia" i już z tą ręką w ręce, można z bet­roską założyć na nos różowe oku­lary miłości. Skoczyć z tram­po­liny uczuć na główkę do morza uczu­ciowe­go sza­leństwa.

Jenny - S T O P !!!! 

Zatrzymaj się!!! 

Kewar - dla czego? 

Jenny zsiadłą z Arsena, podeszłą do Kewara i złapała go za rękę i powiedziała, Kewar przespacerujmy się i potrzymaj mą ciepłą dłoń, proszę zrób to dla mnie?!. 

Na co Kewar; Jenny dobrzem przecież wiesz że twa prośba jest lekiem dla mnie a w ko­bietach dob­roć, li­tość, miłość mieszka. 

Jenny odpowiedziała; Nie sza­fuję lek­ko­myślnie słowem miłość, są jed­nak ludzie, którzy są w sta­nie po­wie­dzieć, że kochają kiełbasę. 

Kewar; z uśmiech zaadoptował odpowiedź i złapał Jenny z dłoń, drugom za lance Arsena i podążali spacerem które oświetlało ich skronie na wzgórzach gór ,,Nadzieja". 

Kewar spojrzał w zielone oczy i lśniące kruczoczarne włosy dziewczyny i trzymając ją za dłoń teraz to on powiedział S T O P !!!, zatrzymajmy się!, proszę... 

Jenny; dobrze, oczywiście. 

Kewar; wiesz muszę coś ci powiedzieć... 

Jenny; Co takiego...?, coś przykrego? 

Kewar; Tak, ale nie do końca... 

Jenny; Mów, słucham. 

Kewar; nie mógł się przemóc, ale dłużej tego nie wytrzymał, nie wytrzymał tego że śpi obok kobiety którą kocha i jest najważniejszą osobą w jego mieście i na Trzech Księżycach, że to ona Królewa Czarnoksiężniczka Trzech Księżycy i Miasta Savori.  Że to właśnie ją pokochał!. 

Kewar; OK Jenny mówię. 

Wśród morza ewen­tual­ności: te­go, co pot­rzeb­ne, mniej pot­rzeb­ne i zby­teczne, te­go, co przy­jem­ne, a pożyteczne, te­go, co szkod­li­we, bar­dziej szkod­li­we, a sma­kowi­te, te­go, co opłacal­ne, bar­dziej opłacal­ne, a krzyw­dzące dru­giego człowieka, te­go, co praw­dzi­we, mniej praw­dzi­we, kłam­li­we, ale dające korzyści. Nie zgu­bić się w tym gąszczu ani nie roz­strzy­gać fałszy­wie. Nie zgu­bić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć od­kryć błąd, przyz­nać się do te­go, że się było nieu­czci­wym, bru­tal­nym, egois­tycznym, że się skrzyw­dziło dru­giego człowieka. Pot­rze­ba dru­giego człowieka , który po­może, os­trzeże, upom­ni w imię dob­ra, życzli­wości. Pot­rze­ba dru­giego człowieka, który ura­tuje od roz­paczy. Pot­rze­ba człowieka wier­ne­go, który nie zdradzi nie odej­dzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepo­wodzeń, klęsk, ka­tas­trof życiowych, gdy wszys­cy się od­suną, potępią, za­pomną, który po­cie­szy, po­dep­rze, po­da rękę, poz­wo­li uwie­rzyć siebie, przy­niesie nadzieję i ra­dość. Bo miłość to by­cie do dys­po­zyc­ji, to go­towość do te­go, by usłużyć, pomóc, przy­dać się, zaopieko­wać się. To chęć, by być pot­rzeb­nym. Czas jest zaw­sze tym egza­mina­torem, przed którym nie os­ta­nie się żad­na złuda, zaśle­pienie.
Miłość to po­mie­sza­nie podzi­wu, sza­cun­ku i na­miętności. Jeśli żywe jest choć jed­no z tych uczuć, to nie ma o co ro­bić szu­mu. Jeśli dwa, to nie jest to mis­trzos­two świata, ale blis­ko. Jeśli wszys­tkie trzy, to śmierć jest już nie pot­rzeb­na - trfiłaś do nieba, no na Księżyc za życia. 

Jenny odpowiedziała Kewarowi; Ci, których naj­trud­niej kochać, naj­bar­dziej pot­rze­bują naszej miłości. 

Kewar; złapał mocniej dłoń Jenny i podziękował oraz powiedział, wiesz jestem Wampirem. 

Jenny; zauważyłam lecz czekał aż samemu ze chcesz móc mi to powiedzieć, że zrobisz to z pełną godnością ale również z szacunkiem. Udało ci się i szanuje i cenie cię bardzo mocno. 

Jenny; Świat bez sztu­ki na­raża się na to, że będzie światem zam­kniętym na miłość, a ty Kewarze masz tyle w sobie energii, artyzmu, tej męskości ale tak delikatnej że łaskocze mnie po polikach gdy tylko ta myśl do mnie nad ciąga... 

Kewar; Dziękuje to mocne i piękne słowa. 

Jenny; Jak i twoje!, z uśmiechem odpowiedziała. 

Kewar; Czy możesz spojrzeć mi w oczy i powiedzieć, że jestem człowiekiem, 
Wiedząc o tych wszystkich bliznach na ciele, które mówią "próbowałem jeszcze raz" ??

Jenny; Tak mogę i bardzo chcę!. 







sobota, 25 sierpnia 2012

3 rozdział. ,,Od pocałunków mężczyzny usta kobiety nie bledną, raczej odnawiają się jak Księżyc"


Długo włosy o brązowych włosach  chłopak obudził się. Przeciągnął się leniwie. W oddali usłyszał cichy szloch. stał i skierował się w kierunku Jenny. Staną i wzrokiem patrząc jak śpi zapukał cicho. Szloch ucichł. Chłopak nie czekając na zaproszenie wszedł tak jak by w grocie miał za sobą drzwi zamkną by je. W grocie skalnej panował półmrok. Spojrzał w stronę Jenny,Znowu usłyszał szloch. 


Jeny zapytała Kewara; do kąd w końcu zmierzają i jak daleko przed nim jeszcze..., Kewar odparł że ten wstęp podróży był miły i jest ale teraz musi ją chronić jeszcze bardziej!!, na co dziewczyna odparła że wcale nie musi przecież mogła by wrócić do domu!!, Ojciec czeka..., Kewar odparł zobaczysz ojca i matkę!, ale o nic więcej nie pytaj!! proszę cię Jenny!, dziewczyną za murowało!!, jak to Ojca?, Matke?!!, to oni też tu są?!!, Twoja matka tak od 16 lat a twój ojciec jest uwięziony przez Srogona!!, tego który zawładną i zawsze tego chciał naszym Księzycem  i miastem Sawori!!, tam Odbiera nam to co jest dla nas cenne!, Jenny za pytała co takiego?!  co to jest?, Kewar już chciał odpowiedzieć ale w tym czasie do groty weszły trzy prawie 3 metrowe Wilki wielkie ogromne z bardzo dużymi zębami i mocnym ale lśniącym i ostrym futrem na całym grzbiecie (...) 
Kewar postanowił chronić Jenny, przystepując do Walki z nimi; Za pytał jednego z nich; Odejdźcie!!, lecz im zależało by opuścił ich teren pw przeciwnym razie zginie on i Jenny!, Kewar długo się nie zastanawał przystępując do walki która w grocie wyglądała jak na ringu był od nich bystrzejszy, siła, moc która w sobie ma dawała mu duże szanse, oraz wiedział jedno że Jenny musi z niim uratować ich miasto którym zawładnol jeden z watachy tych 3 metrowych Wilków ,,Srogona" 
Kewar odszukał Jenny która uciekła aby się schronić, była wręcz bardzo przestraszona nie tyle tymi Wilkami ale osobą Kewara i tym co w nim zobaczyła, lecz kewar trzymając dłoń Jenny odparł ,,Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą i trzy zobaczysz księżyce." 
Jenny podniosła się i za pytała, Kewar czego oni chcieli? Kewar- Zabić, ponieważ jesteśmy na części ich terenu i chyba domyślają się jakie mamy zamiary... Jenny za pytała? , nooo jakie?Kewar: uratować trzy księżyce i miasto Sawori!. Jenny zbieramy się!, trzeba do siodłać konie, aha w tej torbie jest coś dla ciebie..., zaczekam bez skrępowania możesz się przebrać, w grocie widziałem lustro stare, może trochę za kurzone!, ale jest tam..., za czekam Jenny. 

Jenny za pytała- co jest w torbie i dla czego miała by się przebierać ?, Kewar tak będzie lepiej uwierz mi i zdaj się na mnie!, Jenny odpowiedziała dobra i poszła się przebrać. 
Kewar w tym czasie starał się nie myśleć o tym że ma zapędy wampiryczne..., lecz spokój w nim nastał gdy zobaczył w lśniące białej sukni z koronką, medalionem Jenny - wyglądała jak anioł, Kewara zatkało ale wiedział że to ona, ona jest tą która obejmie władze nad miastem i trzema księżycami. 
Wyruszyli w podróż dalej... a ,,Wszystkie objawienia są niczym innym, jak tylko palcem wskazującym na księżyc" Tu na Wschodzie mówimy: „Kiedy mędrzec wskazuje księżyc, idioci patrzą na palec”.








czwartek, 23 sierpnia 2012

2 rozdział ,, Pierwotny Księżyc"


Górne paski u góry były tym co widziała Jenny kiedy to Księżyc porwał  ją, a raczej książka w zaczarowany świat, więc co porwał, uprowadziło Jenny Książka, Księżyc czy to tylko jej wyobraźnia?!. 

Ranek był jasny, świeży; powietrzu unosiły się resztki porannej mgły. W lesie panowała niezmącona cisza; czasem tylko jakiś samotny, zbudzony ptak zrywał się nagle z krzykiem do lotu, ale i ten w końcu siadał cicho na innej gałęzi. Nawet drzewa, te stuletnie, zniszczałe giganty zdawały się spać. Nieświadome, że wśród nich, w tej dziczy, znajduje się człowiek. Pod jednym z nich, oparta plecami o pień, siedziała złotowłosa kobieta. Wyglądała, jakby trwała w pół-śnie; to jednak tylko pozory. Oczy miała otwarte, a zmysły wyostrzone. Całonocne czuwanie nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia; nie czuła zmęczenia. Zastanawiała się nad tym, czy wstać. Po niespokojnym wieczorze i nocy wątpliwe były jakiekolwiek niespodzianki dla Jenny, ale nie poczuła gwarancje bezpieczeństwa  to jednak bezpieczeństwa o jakim czytała... 

Jenny podniosła się, Doszła do wniosku, że w razie potrzeby i tak usłyszy najmniejszy dźwięk w promieniu pięćdziesięciu metrów. Przeszła bezszelestnie koło pogrążonego w śnie Kewara, a Arsen nawet na nią nie spojrzał poznała ich podążając ku Księżycowi, gdy go mijała; wciąż żuł beznamiętnie jedyną kępkę trawy, która zdołała tu wyrosnąć. Bez obaw oddaliła się od obozowiska. Ruszyła wolno między drzewami, nie oglądając się za siebie. Jej słuch, choć nie gorszy od kociego, nie wychwytywał nic. Tylko delikatny wiatr szumiał między liśćmi. Mimo to poczuła na karku znajome mrowienie: ktoś ją obserwował. Wiedziała kto. Zatrzymała się z wolna. - Dlaczego mnie śledzisz? - spytała, odwracając się.  A przed czym uciekasz? - usłyszała odpowiedź w myślach.Spojrzała w te stare, mądre ślepia. Teraz przyglądały jej się z uwagą i troską.  Nie uciekam – odparła, również telepatycznie, krzyżując ręce na piersi – Szukam strategii.  To dlaczego mnie unikasz? - spytał z wyrzutem.  To ty to powiedziałeś. - rzuciła obojętnie.  Po tylu latach szukasz samotności. Nie rozumiem tego – kontynuował, ignorując jej uwagę.  Już sama nie wiem, czy to ja jej szukam, czy ona mnie – odparła, wzruszając ramionami – Tamto zdarzenie ma swoje konsekwencje, od których się nie ucieknie. Dobrze o tym wiesz.Tornado nie spuszczał z niej wzroku.  Od tamtego momentu wszystko się zmieniło, ale najwięcej ty.  Wszystko się zmieniło, ja staram się tylko przystosować – odparła trochę za szybko, bo zabrzmiało to jak obrona przed nagłym atakiem. Przyjaciel jednak nie dał się tak łatwo wytrącić z równowagi.  Pamiętaj, że nie jesteś sama. Jesteśmy razem, a nawet to tego nie zmieni.Rzuciła mu dziwne spojrzenie spod przymrużonych powiek.  Yhm – mruknęła jakby z przekąsem – Kiedyś w końcu trzeba płacić za swoje błędy.Rozumiejąc dogłębny sens jej wypowiedzi, szturchnął ją pyskiem w bok. Uśmiechnęła się mimowolnie, ale jakby z wysiłkiem. Jej oczy jednak już dawno straciły wszelkie oznaki radości.  A kiedy masz zamiar powiedzieć mu o tym fakcie? Albo czy w ogóle zamierzasz, od tego zacznijmy.Roześmiała się na głos, choć w jej śmiechu nie było nic z wesołości.  Niby jak miałabym mu to powiedzieć? -  spytała, nie oczekując wcale odpowiedzi –Nie, nie zamierzam. To i tak dla niego nieistotne, a tylko by mu zamieszało w głowie.Tornado miał jednak więcej wątpliwości.  A jak masz zamiar przekonać go do pójścia za nami? Nie wyglądał na zachwyconego twoim pomysłem.  Już go przekonałam, zobaczysz. Moje argumenty zawsze są bardzo przekonujące.  W to nie wątpię.Przez chwilę nasłuchiwali w milczeniu. Po chwili jednak Tornado znów spytał;  Myślisz, że to on?  Jestem tego prawie pewna. Mało prawdopodobne jest, aby ktoś się pod niego podszywał. Przecież sam pamiętasz, jaki był. Karosz pokiwał łbem.  Raczej wątpię w to, by ktoś pamiętał go lepiej od ciebie. Jenny oderwała wzrok od drzewa, któremu usilnie się od kilku minut usilnie się przyglądała, by nie patrzeć na przyjaciela. Przez chwilę patrzyła na niego z dziwną miną; nie odpowiedziała nic. Wolała to przemilczeć.   
,,Dla czego ty mnie wybrałeś?!, zwykłą dziewczynę?!, Dla czego ty mnie
wybrałaś zwykłego mężczyznę o wampirycznych i seksualnych
zabarwieniach..."

Wszystko wokół zaczęło się budzić – ptaki w koronach drzew, zwierzęta w swoich norach. Las nabierał życia. Lecz nie tylko on. Tornado nastroszył uszy, starając się rozpoznać nadchodzące dźwięki.Wracajmy.Do obozu wracali już ramię w ramię. Na miejscu zastali Kewara prawie gotowego do drogi; przywiązywał swoje rzeczy do siodła. Na widok Jenny mruknął tylko: - A, jeszcze jesteś.Obserwowała go przenikliwie, na swój dziwny, koci sposób. - Więc dokąd zmierzasz? - spytała, choć dobrze znała odpowiedź. Mężczyzna przerwał swoje zajęcie, stanął do niej twarzą i przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu. Widać było, że już podjął decyzję, lecz bardzo mu się ona podobała. - A mam jakieś inne wyjście? Uznała to za zgodę. Kącik jej ust powędrował nieznacznie do góry. - Raczej nie – jej oczy rozbłysły – Gotowy?!   Trzy minuty później byli już na koniach. Jenny siedziała na grzbiecie swojego olbrzymiego, karego wierzchowca spięta i gotowa do jazdy, ale Kewar jeszcze się wahał. Wstrzymał ostro Arsena, który dreptał niecierpliwie w miejscu, rwąc się do biegu. Cierpliwie skierowała Tornado w ich stronę i rzuciła im pytające spojrzenie. Kewar zadrżał, czując na sobie jej wzrok. - Jak bardzo nam się spieszy? - zaczął niepewnie – Gdy zaatakowały mnie wilki, byłem na kilkudniowym  polowaniu. Nie jestem gotowy na długą podróż. - Co w związku z tym? - spytała, choć dokładnie wiedziała, do czego dąży. Wiedziała też dobrze, że nie tylko z potrzeby chce pojechać do domu. Ale, choć wydawało jej się to nie najlepszym pomysłem, zamierzała się jednak zgodzić.Muszę pojechać po parę rzeczy do domu – powiedział, starając się zachować pewny siebie ton  – Mieszkam około kilometr stąd. Sam – dodał, jakby w obawie, że może się nie zgodzić.Przez chwilę milczała, trzymając go w niepewności. W końcu jednak, pomimo wielu wątpliwości, pokiwała głową. - Prowadź. Wybrana przez niego droga była prostsza od wczorajszej, ale nieporównywalnie dłuższa.    
Przemierzali ją równym, lecz powolnym kłusem. Jenny jechała wyprostowana (ojciec ją zaraził końmi i jazdą konną więc wiedziała doskonale co i jak), chłodna i milcząca. Kewar zastanawiał się, skąd bierze się jej zachowanie: czy z dumnej pewności siebie, czy z niebywałego opanowania. Teraz jednak mimo niezmiennej u niej czujności, wydawała się być zamyślona.   
Po półgodzinnej jeździe dostrzegli za drzewami niewyraźny zarys budynku. Była to niewielka, zbudowana z surowych bali chata z małą zagrodą i przybudówką, służącą za prowizoryczną stajnię dla co najwyżej dwóch koni. Jenny nagle drgnęła. Poczuła coś, czego tu być nie powinno. Im bliżej znajdowali się polany, na której stała chata, tym było ciszej. Tak, było stanowczo za cicho. Las pustoszał; jakby wszystkie żywe stworzenia wolałyby się trzymać jak najdalej stąd. Tornado również odczuł to, bo przystanął i zastrzygł niespokojnie uszami; ruszył dopiero, gdy dźgnęła go lekko piętami w bok. Kewar najwyraźniej też coś zauważył, bo rozejrzał się zaniepokojony. 
Wyjechał mocno do przodu. Nim dojechał do ogrodzenia stanął jak wryty, powstrzymując ostro Arsena. Nie zwracając uwagi na jego dziki protest, jeszcze mocniej ściągnął wodze i zaklął siarczyście. Zorana nie zatrzymała swojego wierzchowca, lecz pochyliła się nad jego szyją i szepnęła mu coś do ucha. Chwilę później ogier przyśpieszył, wyminął drugiego konia i przeskoczył płot jednym susem. Wylądował miękko na ziemi i obrócił się wokół siebie, dając jeźdźcowi pełne pole widzenia. 

Jenny po chwili zatrzymała go i zmierzyła okolicę uważnym spojrzeniem. Zatrzymała je na drzwiach frontowych. 
Tuż nad wejściem, na grubym sznurze zawieszony był za ogon sztywny już, pręgowany kot. Pod nim, na drzwiach, wypalony był napis w języku, którego Kewar nie znał. Jeszcze przez chwile przyglądał się znalezisku w milczeniu, po czym zsiadł z konia i wprowadził go na podwórze.  Nie czuł wstrętu czy strachu. Był zły. Jenny również zeskoczyła na ziemię; jak zawsze nie zdradzała żadnych uczuć. Nie zwracając uwagi na Kewara, podeszła do drzwi, wyciągnęła sztylet i jednym, szybkim ruchem przecięła sznur. Złapała martwe zwierzę i odwróciła się w stronę mężczyzny. Na jego twarzy odmalowana była złość i irytacja. - Pochowaj go – powiedziała, chowając nóż. Wyciągnęła kota w jego stronę.Obdarował ją spojrzeniem, w którym na pewno nie było zgody. - Dlaczego? - spytał wyzywająco. - Zrób to – odparła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Z zimnym spojrzeniem oczekiwała, aż zabierze od niej trupa. Wziął go z miną pełną bezsilnej wściekłości i pogardy, ale odszedł zrobić to, co kazała.    
Ona w tym czasie zajęła się napisem. Na pewno nie był zrobiony ludzką ręką, lecz zaklęciem. Znała ten język, znała go jak by od podszewki nie wiedząc o tym!. Przeczytała go w zamyśleniu. Pod nim był symbol nie należący już do tego pisma: Pierwotny Księżyc, narysowana kilkoma pociągnięciami. Po chwili namysłu dotknęła jednego z jej ramion, szepcząc cicho słowa w tym samym języku, co tekst na drzwiach. Zarówno napis, jak i symbol zniknęły. Gdy uznała, ze zaklęcie przyniosło oczekiwany efekt, odeszła by umyć ręce w stojącej koło domu beczce z wodą. Z zamyślenia wyrwał ją Kewar, który podszedł do niej z rękoma ubrudzonymi ziemią i wyjątkowo wściekłą miną. Ze złością rozciął powierzchnię wody ręką, rozchlapując ją wokoło. Ze spokojem obserwowała, jak wyrzuca z siebie serię niewybrednych przekleństw. - Skończyłeś już ? - spytała chłodno, gdy twarde słowa przyniosły mu wyraźną ulgę. Obrzucił ją gniewnym spojrzeniem. Zanurzył ręce w lodowatej wodzie i milczał. - Widziałeś już kiedyś coś takiego? - I tak, i nie – odparł wymijająco. - To znaczy? - Widziałem pentagram. Obtrząsnął dłonie i odszedł. Zatrzymał się w połowie drogi do drzwi. - Teraz mogę wejść ? - spytał tonem nie wskazującym wcale na szacunek. - Pokiwała głową. - Teraz tak. Kewar wrócił po kilku minutach, trzymając mały pakunek, dwa bukłaki i broń. Zdecydował się wziąć też ze sobą łuk. Przywiązał wszystko do siodła; tylko nóż przymocował do swojego pasa. Miał odejść po coś jeszcze, lecz Jenny go zatrzymała. - Mogę zobaczyć ten bukłak? Nie ten, ten drugi.Spojrzał na nią pytająco, lecz podał jej to o co prosiła. Sprawdziła zawartość po zapachu. 
Kewar uniósł brwi i spytał: - Jakiś problem? - Pokręciła głową. - Nie, dopóki samodzielnie utrzymasz się w siodle.Po paru minutach byli gotowi do drogi. Jenny dosiadła swojego wierzchowca i poczekała, aż Kewar zrobi to samo. Pięćdziesiąt metrów stąd jest najbliższa wieś – poinformował ją. 
Jedziemy w przeciwną stronę – odpowiedź była banalna, acz jednoznaczna. Jenny wyjęła coś ze swojej sakiewki i sypnęła tym za siebie. - To przed złodziejami – wyjaśniła, nim Kewar zdążył o cokolwiek spytać. Nie dodała jednak, że dzięki temu budynek będzie niewidoczny. Pognała Tornado w stronę puszczy; drugi jeździec ruszył za nią.
   Tego wieczora mieli już za sobą sporą drogę. Jenny, nie wiedząc czemu, spieszyła się, niespokojna jak ogier, którego dosiadała. Mimo że tempo narzucał głównie wierzchowiec, jej najwyraźniej nie zależało na wstrzymaniu go. Dziki, kary ogier miał o wiele więcej sił i chęci do biegu od gniadosza, który nierzadko zostawał daleko w tyle. Wierzchowiec Kewara nie był przyzwyczajony do długich dystansów, ani też do takiej prędkości. A Tornado mknął niczym wiatr.Nim zdążyło się dobrze ściemnić Zorana uznała, że na dzisiejszy dzień wystarczy jazdy. Wkrótce znaleźli miejsce na tyle obszerne, by móc rozpalić ognisko i przenocować. Kewar zsiadł z konia i rozsiodłał go; sierść  Arsena błyszczała od potu, zupełnie jakby ktoś oblał go wiadrem wody. Mężczyzna zerwał kępę trawy i zaczął nią czyścić wilgotny grzbiet wierzchowca. Jenny, nie zwracając na niego uwagi, puściła Tornado wolno, by mógł odpocząć, a sama zajęła się ogniem. Gdy zbierała drewno na opał, Kewar odszedł, by coś upolować. Wrócił dość szybko, trzymając na ramieniu dwa zające; ona  kończyła właśnie układać stos. Usiedli po dwóch stronach otoczonego kamieniami paleniska, nie patrząc na siebie. Myśliwy wyciągnął nóż i zajął się oprawianiem zwierzyny. Kobieta odgarnęła se kruczoczarne włosy sprzed twarzy i zarzuciła je na plecy, 
by przez przypadek nie zajęły się ogniem. Nie zamierzała jednak rozpalić go w zwyczajny sposób. Uniosła do góry dłoń i ściągając brwi w skupieniu, szepnęła: flagro.   Kewar podskoczył zaskoczony, zacinając się własnym nożem. Warcząc coś gniewnie pod nosem, rzucił jej niezadowolone spojrzenie. Jej palce płonęły. Płonęły, nie robiąc jej przy tym najmniejszej szkody. Spojrzała na niego krótko, pytająco, a ogień na jej dłoni nawet nie zadrżał. Podpaliła stos; niewielkie płomyki z jej ręki pochłonęły drewno niczym wygłodniały pies tygodniowe ścierwo. Pióropusz ognia szybko rozświetlił mroki zbliżającej się nocy. Jenny zacisnęła pięść; ogniki zgasły z sykiem, a spomiędzy jej palców wydobyły się smużki dymu. Kewar, ssąc zranioną rękę, przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, po czym z niemrawym pomrukiem wrócił do przerwanego zajęcia.   
Jenny podniosła się z klęczek i  odsunęła się od ognia. Usiadła, przyciągając do siebie kolana. Przez chwilę wpatrywała się w płomienie, wsłuchując się w trzaski pożeranych przez nie gałęzi. - Dlaczego tak boisz się magii? - spytała, odrywając wzrok od ogniska.. - Nie boję się. Po prostu jej nienawidzę. - Nie uwierzysz, ile wspólnego ma nienawiść i strach. - stwierdziła – Dlaczego tak nie znosisz tego, co robię? - Paranie się magią czy sam kontakt z nią przynosi same nieszczęścia – warknął. Rozczłonkowywał mięso z dziką zawziętością, jakby zwierzę zawiniło mu czymś za życia. Postanowiła spytać go o coś konkretniejszego, widząc, że z tej rozmowy nic nie wyjdzie. - Gdzie i kiedy widziałeś tamte Księżyce i dla czego ja zostałam tą wybraną z okiennicy? i wszystko wydawało się jak pentagram - spytała, patrząc na niego spod uniesionych brwi – Dokładnie pięć lat temu, w tym samym miejscu. - To nie jest pentagram – poprawił ją – w każdym razie nie w takim znaczeniu, jakim pojmują go ludzie. Czy znalazłeś wtedy coś poza Trzema Księżycami?   
Jego odpowiedź była natychmiastowa, pozbawiona emocji. - Własną matkę. Martwą.   Zapadła pełna napięcia cisza. Paroma słowami Kewar wyrzucił z siebie to , co nękało go przez cały dzień i życie. 
Trudno było stwierdzić, czy zrobiło mu się po tym lepiej, bo ukrył swoje uczucia pod maską obojętności. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się pusto w przestrzeń przed sobą.Przyglądała mu się uważnie. A więc wyjaśniło się. Rozumiała, co czuje, ale nie potrafiła pocieszyć go, współczuć. Potrafiła za to wyczuć uczucia każdego, kogo spotkała, lecz własnych została pozbawiona już dawno. Gdy patrzyła na czyiś płacz, jej serce nawet nie drgnęło; widząc czyjąś radość mogłą jedynie uśmiechnąć się ze zrozumieniem, lecz czując się przy tym jak oszustka, usiłująca zachować twarz. Nie znosiła chwil takich jak ta; gdy nie mogąc powiedzieć nic odpowiedniego, musiała milczeć.   
Kewar nie należał jednak do tych, którzy całe życie przeżywają swoją przeszłość. Skończył zajmować się jednym zającem i sięgnął po drugiego. Tego skończył znacznie szybciej.  Widać było, że to co robi, robi z pasją i długim doświadczeniem jak na to swoje dwadzieścia dwa lata. Umiejętność łowienia i oprawiania zwierzyny mogła mu się bardzo przydać. Podobnie jak poprzedniego wieczoru, zaczął piec mięso. Jenny zdecydowała się kontynuować. - A co z twoim ojcem? - Ja nie mam ojca - odparł, starając się zachować obojętny ton - Porzucił moją matkę, gdy zaszła w ciążę. Nigdy go nie widziałem. Pokiwała głową. Choć tego nie okazała, ten fakt zainteresował ją. Nieznane pochodzenie ojca mogło wiele sugerować, ale niewiele wykluczało. - Słyszałeś coś o nim, kim był? - spytała. - Nic. Zupełnie nic.  
,,Nie wiecie że ogień zmyli wasze tropy, ogień będzie czarną drogą, więc to ja
będę wasz zmorą..."
W milczeniu przygotowywał kolację. 
Z jednego zająca przygotował dzisiejszą strawę, a drugiego tylko uwędził. Pokrojone w paski, lekko przypieczone mięso mogło mu starczyć na kilka następnych posiłków.   Gdy skończył, nałożył potrawę do dwóch drewnianych miseczek. Jedną z nich podał dziewczynie. Zmierzyła go tylko wzrokiem. - Weź to - powiedziała, choć w odpowiedzi otrzymała jedynie zimne spojrzenie odmowy - Weź. Od wczoraj nic nie miałaś w ustach.Pokręciła głową. - No chyba, że o czymś nie wiem - zażartował - Upolowałaś coś własnymi zębami czy jesteś wampirem?! A ty może ty jesteś Wampirem?! Spytała Jenny, Kewar odparł - Nie piję ciepłej krwi - zaprzeczył stanowczo - więc nie poluję przemieniony, a już na pewno nie jestem wart...   Jej spojrzenie było zimne ale już nie obojętne. - Więc mam rozumieć, że nigdy nic nie jesz?   Nie zaprzeczył, ale i nie zgodził się. - Zjedz sam powiedziała. Wzruszył ramionami i wziął miskę usiadł obok ogniska i zajadał    - Jeśli zechcesz, weźmiesz pamiętaj. - Nie zechcę - przerwała mu, nim skończył mówić. Zastygł w połowie ruchu i spojrzał na nią zdziwiony. Nie odwróciła wzroku. Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym zajął się sobą. - Ja dziś czuwam - oznajmiła, nie interesując się specjalnie tym, co on ma do powiedzenia na ten temat. Nie czekając na jego protesty, podniosła się i w milczeniu odeszła na kilka kroków. Oparła się plecami o pień jednego z drzew, odchyliła głowę i przymknęła oczy i sen nagle zamknął jej powieki (...)